Autor: Marek Kaliciński
Zgodnie z corocznym rytuałem wyjazdów majowych już od początku kwietnia nastąpiło wielkie planowanie – gdzie by tu zadać z fucka?. Niestety dzięki niezdecydowaniu członków klubu nie udało się zorganizować wyjazdu „centralnego”. Większość osób albo nie wiedziała gdzie chce jechać, albo za cel obierała rejony rozbieżne. Padały takie nazwy jak Finale, Arco, Orpiere, itp. ,itd. Anica Kuk. Jedynie Rodzynek od początku próbował nakłonić wszystkich na wyjazd do Paklenicy, omawianej zresztą przez Kubę Radziejowskiego w poprzednim numerze „Buki”. Udało mu się przekonać kilka osób, a dalej to już skutek efektu lawinowego. Z ledwo co uzbieranego samochodu, tuż przed wyjazdem postanowiło udać się do cudownej Chorwacji aż trzynastu klubowiczów.
Niestety plan wojaży zakłóciło jedno wydarzenie – Big Wall Speed Climbing Competition Paklenica 2001. Z obawy przed tłokiem postanowiliśmy udać się do Chorwacji dopiero po 1 maja, a po drodze zdecydowaliśmy się zatrzymać w powszechnie znanym Ospie. Zabawiliśmy tam kilka dni wspinając się tu i ówdzie, jednak myślami byliśmy już pod 350 metrową ścianą Anica Kuk. Tu również spotkaliśmy, wśród chyba setki Polaków, następnych kilku „członków UKA”, których niestety nie udało się nakłonić na dalszą kontynuację podróży.
Osp jest to urokliwe miejsce, ale nie ma się nad nim co rozwodzić po dziesiątkach publikacji i kilku wcześniejszych wizytach. Omińmy więc ten fragment i udajmy się krętą drogą mijając kilometry wybrzeża oraz nieliczne wioski Dalmacji.
Początkowy zachwyt morzem zamienił się w monotonię krajobrazu i z nadzieją, że to już za następnym zakrętem, wypatrywaliśmy znaku z napisem Paklenica. Jesteśmy. Debeli KukMoże mieliśmy jakieś wątpliwości przy wyborze campingu, lecz chyba było warto trochę pojeździć. Nasz typ okazał się numerem jeden. Campio Municipale (może trochę z włoska , ale brzmiało podobnie)- cena przystępna, do morza z namiotu 20 metrów, do knajpki 50, a w skały… i tak trzeba jeździć samochodem.
Następnego dnia ruszyliśmy napierać na górotwór – niech jęczy. Jarek Kandyba z Michałem Kasprowiczem heroicznie ruszyli wspinać się na Debelim Kuku (był to naprawdę wyczyn, gdyż wystawa tego przepięknego filara nadaje się na pochmurne dni i dla świeżo co przezimowanego Polaka mógł on być zabójczy). Zrobili oni drogę „Slovenski” (6a), która zostawiła na nich ślady walki, gdyż w górę puściła nadszarpując palce i kolana Jarka, a i w dół trzymała z pełną zaciekłością.
Ja z Rodzynkiem(Łukasz Perkowski) postanowiliśmy uderzyć od razu na królową wąwozu- Anica Kuk. Do ostatniej chwili mieliśmy dylemat wyboru drogi, który chyba nie został rozwiązany, ponieważ zrobiliśmy coś co zgadza się ze schematem drogi „Sulica”(6c+) tylko trudności jakie napotkaliśmy sięgały maksymalnie 6b+. Rodzyn smakując wspinaczki w wielkiej ścianie postanowił, że to był ostatni raz kiedy zabrał plecak i jedynie. Od tej pory będzie się wspinać z orzeszkami w kieszeniach, nie zabierając nawet wody.
Reszta klubowiczów postanowiła tego dnia poznać skałę i wspinali się oni jedynie na drogach jedno lub dwu-wyciągowych. Lecz nazajutrz przepuściliśmy szturm już większą brygadą na centralną połać Anicy. Menel (Robert Sieklucki) z Mikołajem Demko zrobili drogę „Velebita?ki” (6a+). Rodzynek z Michałem Kasprowiczem mimo usilnych prób zrobienia „Albatrosa” Debeli Kukprzeszli kombinację „Albatros- Velebita?ki” (6c). Pierwszy wyciąg niestety nie puścił czysto, a powyżej (naprawdę nie chcieli) złączyli się oni z drogą „Velebita?ki”. Rodzynek nie utrzymał również swojego przyrzeczenia i wziął na wspinanie i plecak, i wodę, i buty. Bynajmniej nie było to zasługą Michała („Ja tam mogę bez wody”), lecz rozsądek przeważył Łukaszowe emocje z pierwszego dnia.
Również i ja nie wspinałem się w oddali i wraz z Krzyśkiem Flisem zrobiliśmy kombinację „Rajna- Velebita?ki” (6b+), a pierwszą próbę na Velebita?kach przeprowadziło Prezesostwo (Jacek Czabański i Katarzyna Stolarczyk).
W piątek natomiast duża grupa postanowiła odpocząć. Dwoma samochodami udaliśmy się podziwiać cuda antycznej architektury w mieście Zadar. Prawdę mówiąc interesujące było jedynie jedzenie „another fish’ów” oraz mijane po drodze miny, i spalone wioski. Nie wszyscy jednak próżnowali. Prezesostwo dokończyło drogę z dnia poprzedniego, a Krzysiek Flis, Tomasz Burzyński oraz Rafał Chmielewski załoili następny klasyk Paklenicy – „Mosora?ki”(5c) oczywiście z jakimiś wariantami za ok. 6b. Była to ostatnia załojona droga „wielkościanowa”, gdyż następnego dnia czekała nas długa podróż powrotna i mogliśmy powspinać się tylko na położonych niżej skałkach.
Odjeżdżając z tego przepięknego miejsca, planowaliśmy w myślach – co by tu załoić w przyszłości? – wiedząc że musimy tu jeszcze wrócić.
(od red.) To nie były jedyne przejścia w Chorwacji w 2001 roku.
W wakacje w Paklenicy była też A. Leonowicz, która wspinała się tam z P. Józefowiczem. Zrobili oni nastepujące drogi:
- „Domzalski” (6a) na Stupie;
- 6a na Debelim Kuku (nazwy nie pamietają);
- „Velabitazki” (6a+) na Anicy Kuk (AF);
Wspinał się tam też K.Kaczmarek, który samotnie pokonał trzy ciekawe drogi:
- „Domazalski” (6a) 120m;
- „Pero” (6a), okolo 110m (ostatni wyciąg drogą Karbore);
- „Rebeka” (6b), 100m;
Krzysiek był w Paklenicy zaledwie 5 dni. Oprócz wyżej wymienionych dróg zrobił on około 20 dróg jednowyciągowych. To się nazywa zapał. [Jakub Radziejowski]