I następna relacja laureata dofinansowań wyjazdów sportowych – tym razem pióra Piotrka Białasa.
O Rode słyszeliśmy już od dawna. Właściwie od kiedy się wspinamy ten rejon jawił się, jako jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy w Europie. W tym roku nareszcie udało nam się tu trafić.
Skompletowaliśmy dość liczny skład: Jerzy Laskowski, Zuzia Maciejczyk, Piotrek Białas, Julia Leonardi, Kasper Kuna i Róża Szatan. Do Barcelony dostaliśmy się samolotem i po jednodniowym zwiedzaniu ruszyliśmy dalej autokarem. Dzięki uprzejmości naszego klubowego kolegi Stefana, ostatni odcinek z Barbastro do Rodellaru pokonaliśmy samochodem. Na miejscu zakwaterowaliśmy się na campingu Mascun, gdzie zdecydowaliśmy się spędzić nadchodzący miesiąc.
Już na początku stwierdziliśmy, że znany nam do tej pory tylko z opowiadań Rodellar rzeczywiście jest rajem dla wspinaczy. Po pierwsze jakość wspinania jest najwyższa, z jaką się spotkaliśmy. Rejon oferuje niezliczoną ilość ciekawych dróg o różnych charakterach na niesamowitych formacjach. Po jakimś czasie 30-metrowe drogi już nie wydawały nam się długie, a nieznaczne przewieszenie zaczęliśmy traktować prawie jak połóg. Ku naszemu zaskoczeniu wspinanie okazywało się często mocno bulderowe. Drogi składały się z trudnych sekwencji przedzielonych dobrymi restami, co wymagało raczej objętości, a nie wytrzymałości. Oczywiście stricte wytrzymałościowych dróg też nie brakowało.
Po rozwspinie wszyscy zaczęliśmy patentować projekty. Punkt kulminacyjny wyjazdu miał miejsce 5 sierpnia, kiedy prawie każdy poprowadził swoją życiówkę. Jerzemu udało się wpiąc do stanu 30-metrowej, mocno przewieszonej i bardzo zróżnicowanej Ixei 8b+ . Piotrkowi zaprocentowały obwody robione na warszawiankowej pochylni i po kilku dniach prób pociągnął swoje pierwsze 8a – klasyka rejonu – Gracias Fina. Droga miała około 35 metrów i oferowała urozmaicone wspianie- łatwy początek, rest, kilka sprężnych ruchów, które od właściwego cruxa oddzielone są dosyć siłowym restem. Końcowy pion wydawał się z dołu już tylko formalnością, lecz podczas finalnej wstawki nieomal zrzucił zmęczonego Piotrka. Zuzia zrobiła płytowego i krawądkowego Iron mana 7b+, a Julka wytrzymałościowe, typowo westowe i dość rześko obite Pince Sans Rire 7b+. Julka z pocztku miała problem z odnalezieniem optymalnych patentów i w momencie mocnego zwątpienia w przejście górnego odcinka drogi odkryła że crux, który 'krzyżował’ ją tak, że nie mogła zrobić długo wyczekiwanej wpinki, jest no handem- wystraczyło popatrzeć na drugą stronę tufy… W następnej próbie droga puściła bez najmniejszego problemu. Tydzień późnie Jerzy zaskoczył sam siebie i podniósł poprzeczkę jeszcze o plusika, prowadząc Floridę 8c już w 6 próbie. Droga ewidentnie mu przypasowała, ponieważ mimo 40 metrów długości była dosyć bulderowa. Na 20 metrze kończył się pierwszy wyciąg ceniony na 8a+/b, potem droga lekko odpuszczała, ale crux czekał dopiero tuż pod stanem.
Wszystkich cieszył fakt, iż na swoich projektach nie spędziliśmy dużo czasu. Mieliśmy, poza trudnymi projektami RP szansę na popracowanie nad poziomem wspinania OS, który, w przypadku części naszej ekipy, był dość mało pokaźny. Jako pierwszy, poprzeczkę podniósł Piotrek, przechodząc flashem Pince Sans Rire a chwilę później drogę równie piękną, długą i wytrzymałościową- Maria ponte el Arnes 7b+ tyle że tym razem w stylu OS! Po kilku dniach Jerzy poprowadził pierwsze na tym wyjeździe 7c+ OS- Vielles Glories, wyrównując tym samym swojego maxa, ustanowionego rok temu. Jednak topowym przejściem w honornym stylu okazało się 45 metrowe Adios Pepito 8a. Tym samym Jerzy wyrobił na tym wyjeździe 200% normy i mógł zająć się zjadaniem burgerów chwały oraz słodyczy triumfu. Julka natomiast trochę przypadkiem przeszła 7a+, myśląc, że droga jest kolejną szóstką na dogrzewkę.
Oprócz wspinania Rodellar ma także inne atrakcje. Największą z nich była kilkudniowa fiesta, na którą akurat się załapaliśmy. Mieliśmy okazję posłuchać koncertu flamenco, a także spróbować, przy wtórze orkiestry lokalnych grajków pysznych hiszpańskich przysmaków i win. Podczas takiego święta można poczuć prawdziwy hiszpański klimat i styl życia.
Resty spędzaliśmy głównie nad rzeczką, która swoim urokiem dorównuje nawet okolicznym skałom. To idealne miejsce do kąpieli i skoków, co czyni Rodellar chyba najprzyjemniejszym i najbardziej wakacyjnym rejonem w jakim do tej pory byliśmy.
Nie zdarza się to często, lecz tym razem dosłownie wszyscy wyjeżdżali w pełni usatysfakcjonowani i bez niedosytu. Na koniec wszyscy jednogłośnie zdecydowaliśmy, że za rok wracamy w to samo miejsce. Jedyny powód do zmartwienia jest taki, że ciężko będzie znaleźć gdzie indziej równie dobrą lasagne jak w Kalandrace…
Jerzy:
Florida 8c Rp 6 próba
Ixeia 8b+ Rp
Adios pepito 8a Os
4x 7c+ Os
Piotrek:
Gracias Fina 8a Rp
El Delfin 7c+ Rp 3 próba
Nanuk 7c Rp
L’any que ve tambe 7c Rp
Maria ponte el arnes 7b+ Os
Julka:
Pince Sans Rire 7b+ Rp
Toma Castanazo 7a+ Os
Zuzia:
Iron Man 7b+ Rp