Autor: Ania Leonowicz
Świetną okazją do odwiedzenia nie znanego mi dotąd rejonu Alp Francuskich było tegoroczne spotkanie kobiecego światka wspinaczkowego w Pralognan-la-Vanoise. O idei tych spotkań, które osobom wtajemniczonym znane są pod nazwą Randez-Vous Hautes Montagnes (w skrócie RHM), pisałam już w poprzednim numerze Buki, przy okazji opowiadając co nieco o wspinaniu na Sardynii. Tym razem nasze spotkanie (niektórzy chętnie nazwaliby je „zlotem czarownic”) miało bardziej górski charakter. Vanoise to co prawda nie Mont Blanc, okazuje się jednak, że stawia również całkiem ciekawe wyzwania.
Gdzie to jest? Wypada powiedzieć kilka słów o samym regionie. Nazwa Vanoise może być znajoma narciarzom. Jest to jeden z większych francuskich ośrodków sportów zimowych, reklamowany przez biura podróży pod nazwą Trois Valées. Takie miejscowości jak Courchevel, Val Thorens, Val d’Isere, a już na pewno położone u podnóża gór – Albertville, mówią same za siebie. Tłumy narciarzy na szczęście nie pojawiają się tu latem. Natomiast sąsiedztwo wyższych i przez to znacznie bardziej popularnych masywów – Mont Blanc na północy i Ecrins na południu, sprawia, że zakątek ten nie jest tak często odwiedzany przez wspinaczy. Nawet łatwe, popularne drogi nie są więc zatłoczone, a czystej przyjemności wspinania nie zakłóca kolejka oczekujących na wejście w ścianę zespołów. Pralognan, gdzie spędziłyśmy – ja i moja siostra – prawie dwa tygodnie, to niewielka turystyczna miejscowość, w której rywalizują ze sobą dwa campingi, ze trzy supermarkety i kilka sklepów sportowych. Nie brak oczywiście specjałów miejscowej kuchni i francuskiego wina, którego polecać nie trzeba.
Lód? Dla nas największym wyzwaniem był górujący nad doliną najwyższy szczyt masywu – Grande Casse (3852 m). Ustalając termin wyjazdu na początek lipca organizatorki naszego spotkania liczyły na dobre, jeszcze w początkach lata, warunki lodowe. Niestety o lodzie i o słynnym ośmiuset metrowym Couloir des Italiens na północnej ścianie Grande Casse można było tylko pomarzyć. Pozostało nam więc wejście na Grande Casse droga normalną (tzw. Grands Couloirs), co i tak nie należało do wypraw czysto turystycznych.
Skała. O ile dróg lodowych w masywie Vanoise nie ma może zbyt wiele, możliwości wspinania skalnego naprawdę nie brakuje. Trochę z początku dziwiła nas tutejsza skała, która wbrew oczekiwaniom nie okazała się pospolitym wapieniem. Siostra-geolog określiła to jako marmur, który miejscami przewarstwiony jest metamorficznymi łupkami. W trudnościach skała była więc rzeczywiście lita, łatwiejsze wyciągi (poniżej 5b) stawały się jednak kruche, a asekuracja wątpliwa. Po doświadczeniach z naszych Tatr nie zniechęcało to jednak do wspinania, raczej mobilizowało do stawiania sobie bardziej ambitnych wyzwań. Drogi mają charakter górski, mimo że w dużej części można tam znaleźć komplet spitów. Własną asekurację należy dokładać na łatwiejszych wyciągach. Trzeba też uważać na starsze drogi – tutaj spity dobite są tylko miejscami i to nie zawsze tam, gdzie być powinny. Dominujące formacje to płyty, rysy i komino-rysy, okapy też się zdarzają. Wspinanie wydaje się więc dosyć urozmaicone. Warto chodzić na drogi o trudnościach od 5c w górę. W przedziale 5c-6c jest tu naprawdę sporo możliwości. Drogi trudniejsze też dało by się znaleźć, choć już nie w takich ilościach. Mniej jest również dróg łatwych i, jak już wspomniałam, mogą być kruche. Na pewno nie jest to rejon na wspinanie typowo skałkowe. Tutejsze skałki to raczej rozwiązanie na przeczekanie niepogody. Wyceny trudności wydawały się raczej prawidłowe, choć kilka razy zdziwiłam się w trudnościach 5c. Poza jednym czy drugim zapychem, można to usprawiedliwić brakiem obycia z formacjami.
Tutejsza ściana ścian to na pewno Aiguille de la Vanoise od północy. Góra, stojąca po środku doliny, ma kształt ogromnej płetwy. Ściana nie jest wysoka (350 m), za to bardzo rozległa, z ogromnymi połaciami płytowymi. Niestety dosyć mroczna. Poprowadzono tu dużo dróg, z których większość o trudnościach przekraczających 6a; niektóre wciąż są nie odhaczone.
Co poza tym? Vanoise to świetny region nie tylko na wspinanie, dobrze by się tu czuli też miłośnicy trekkingu. Wielu ludzi przyjeżdża po prostu po to, by pochodzić po górach. Zachęca do tego duża ilość łatwych tras po lodowcach, które wyprowadzają na całkiem ładne trzytysięczniki. To na pewno dobry rejon dla początkujących w górach lodowcowych. W okolicach Pralognan jest też ferrata, niektórzy latają na parapentach. Na niepogodę można polecić basen i sztuczną ściankę w centrum sportowym. Zimą zaś to podobno raj dla narciarzy ski-tourowych. Zachętą do przyjazdu może być też pogoda; zapewniam, że nie jest ona tak kapryśna jak w Chamonix. W lipcu deszcz nie padał tu dłużej niż jeden dzień.
Dwa tygodnie spędzone w Pralognan pozwoliły nam zaledwie zakosztować uroków Vanoise. Udało się zrobić pięć dróg skalnych w górach, wejść na Grande Casse, trochę powspinać skałkowo i pochodzić turystycznie. Pozostało nam tu jeszcze wiele do zrobienia.
- Dojazd:
- najlepiej samochodem, ok. 1900 km
- można też autobusem przez Chambery i Moutier
- Gdzie spać:
- w Pralognan są dwa campingi ze wszystkimi wygodami,
- w górach niestety jest park narodowy, przy schroniskach namiot był jednak tolerowany,
- w schroniskach przysługuje zniżka na legitymację klubową
- Przewodniki:
- P. Deslandes, J. Merel: Le topo de la Vanoise, édition 2001 (najlepszy)
- Ch. Maly: Le massif de la Vanoise
- P. Chapoutot: En Savoie
- Mapy:
- 1:25 000 IGN 3534 OT Les Troi Vallées
- 1:25 000 IGN 3633 ET Tignes-Val d’Isere