Autor: Krzysztof Sadlej
Pytany kiedyś co lubię we wspinaniu, jako jedną z rzeczy wymieniłem ludzi, których w ten sposób poznaję. Im dłużej się wspinam, tym bardziej ten aspekt właśnie wydaje mi się najważniejszy, a przynajmniej wartościowy. Oczywiście przyjemność i satysfakcja z samego pokonywania drogi, a – przy odrobinie szczęścia stanięcia na szczycie – nie przemija. Na myśl o trudnej wspinaczce nie mogę spać a dłonie mi się pocą. Jednak to co naprawdę zostaje mi w pamięci to ludzie, a najbardziej ich historie. Chociaż wszyscy się od siebie różnią – pochodzeniem, wiekiem, tym czym się zajmują w życiu zawodowym i tym co przeżyli – łączy ich coś bardzo podstawowego. Nie wiem co to jest, ale mam poczucie, że gdyby się spotkali doskonale by się dogadywali. W jakimś sensie są tacy sami – w Polsce, Europie Zachodniej, w Ameryce Południowej czy Północnej.
Pomyślałem, że nie ma sensu opisywać kolejnego wyjazdu w formule ‘pojechałem do…’. Trochę to nudne, nawet dla mnie. W końcu teraz wszystko można przeczytać w Internecie, więc po co opisywać coś po raz kolejny. Poza tym szansa, że komuś przyda się informacja po Polsku o tym jak dojechać i gdzie wspinać się na wschodnim wybrzeżu USA, jest raczej niewielka. Oczywiście nie powstrzymam się od kilku faktów, szczególnie, że niektóre są autentycznie ciekawe, ale niech nie to będzie prawdziwą treścią.
– Oh, you’ll love climbing the Gunks, Mr. Fulbright
John – emerytowany profesor teologii na uniwersytecie Princeton. Poznałem go na małej uniwersyteckiej ściance. Bywa tam chyba codziennie, w każdym razie zawsze wtedy gdy mi uda się tam dotrzeć, czyli jakieś dwa-trzy razy w tygodniu. Nie wiem ile John ma lat, ale biorąc pod uwagę rok, w którym skończył studia na Yale i odejście na emeryturę w 2006, siedemdziesiątkę musiał obchodzić już kilka lat temu. Po drogach 5.6-5.8 biega dość swobodnie, chociaż są dni, że trochę narzeka – High Gravity Day . Zdarza się każdemu
John, jak się okazuje gdy się trochę poczyta w lokalnej prasie czy popyta studentów, jest postacią kultową. Jego wykłady o początkach chrześcijaństwa, judaizmu czy antysemityzmie miały niebanalny wpływ na niejedną osobę, a same zajęcia obrosły przez lata bukietem historii i anegdot, podobnie jak jego dość burzliwe lata studenckie, kiedy był związany z ruchem w obronie praw obywatelskich i anty-wojennymi protestami. Wszyscy też podkreślają jego ogromne zaangażowanie w życie college’ów i studentów. Dla wielu osób był nie tylko nauczycielem, ale doradcą i spowiednikiem. Nie dziwi mnie to w najmniejszym stopniu. Podczas kilku wspólnych sesji na ściance zdołał mnie wypytać o większą cześć mojego życia, podzielić się uwagami na temat tęsknoty czy omówić zalety i prestiż stypendium Fulbrighta, na które kiedyś sam wyjechał ze Stanów do Izraela.
Skały Shawangunks – potocznie zwane ‘The Gunks’ – położone są ok. 70 mil na północ od NYC. Chociaż w promieniu stu kilometrów mieszka kilkanaście+ milionów ludzi, sama okolica skał jest dość pusta i mało zagospodarowana. Ze szczytów widać trochę rozproszonych domów, kilka wąskich dróg i pagórki porośnięte drzewami. Skała – kwarcyt. Geologicznie Gunki są częścią łańcucha Appalachów, który się rozciąga wzdłuż prawie całego wschodniego wybrzeża Ameryki Północnej. Rejon składa się z kilku odsłoniętych klifów wystawionych na południe, każdy o długości od kilkuset metrów do kilku kilometrów i wysokości dochodzącej do niespełna stu metrów. Najpopularniejsza i jednocześnie najlepiej opisana jest część o nazwie ‘Trapps’. Wspinanie jest bardzo urozmaicone, dużo pionu, kominów, rys , przewieszenia i imponujących okapów o kilku do nawet kilkunastometrowych wysięgach. Trudności od 5.1 do 5.13, praktycznie wszystko na własnej asekuracji. Z kilkuset (ponad 500) opisanych dróg w rejonie ‘Trapps’ tylko na kilkunastu można znaleźć spity. Od roku 1986 obijanie dróg jest zabronione. Okazuje się, że prawie wszędzie da się założyć własną asekurację… w Sokolikach też by się dało, rodzaj skały bardzo podobny…
Gail – pięćdzisięciokilku letnia kobieta. Wspina się od 10 lat. Matka trójki dorosłych dzieci. Zawodowo partner w dużej międzynarodowej firmie konsultingowej. Jej mąż MItch ze swoim synem prowadzą firmę odnawiająca domy. Gail i Mitch znają się od kilkunastu lat. Mieszkali razem przez siedem lat zanim wzięli ślub. Trzy lata temu kupili mały dom z widokiem na Gunki. Spędzają tam każdy weekend, bez wyjątku. To jedyny czas jaki mają razem. W ciągu tygodnia Gail lata po świecie od Kalifornii po Indie, wraca w piątek tak by dojechać jeszcze 3 godziny w skały. Zazwyczaj wspinają się razem, ale Mitch niedawno miał operację nadgarstka więc na jakiś czas pełni rolę trenera i pomocnika.
Gail odezwała się do mnie na lokalnym internetowym forum wspinaczkowym. Zbliżał się weekend i desperacko szukałem kogoś do wspinania w skałach. Na uniwersytecie przerwa wiosenna, więc wszędzie pustki. Zaproponowała wspólne wspinanie – umówiliśmy się w sobotę koło południa.
Po przyjechaniu na miejsce (parking przy West Trapps Trailhead) poszedłem przejść się pod skałami, rozeznać się trochę ‘co-gdzie’, czekając na przyjazd Gail – w mailach wspominała, że raczej nie będzie to zbyt wcześnie bo jej mąż lubi sobie w soboty pospać trochę dłużej. Wzdłuż całego muru skalnego grupy Trapps biegnie szutrowa droga (carriage Road) z której, przynajmniej wczesną wiosną, jak jeszcze nie ma liści na drzewach, widać doskonale wszystkie drogi. Mur skalny ma tu ok. 2 km długości. I jak zwykle w takich miejscach, im dalej od parkingu tym mniej ludzi. Zależność wykładnicza. Drogę powrotną wybrałem pod samymi skałami wąską ścieżką. Mijając wspinające się zespoły wypytywałem się o nazwy dróg i wyceny tak by choć trochę zyskać rozeznanie gdzie jestem i jak wyglądają poszczególne stopnie trudności.
– It’s a 5.5, easy one (z dołu wcale nie wyglądało tak łatwo). Nice pack you’ve got there. What brand is that. (komentarz skierowany w stronę żółtego nowego plecaczka HiMountain… czyżby lekka ironia)
– You won’t know it. It’s from the other side of the Atlantic, from Poland. Nice colors, eh?
– You’re from Poland? Cool, Oleg here is from Belarus. Are you climbing? You wan’a belay?
Jerry – nauczyciel w okolicznym technikum. W czasie wolnym organizator zajęć sportowych dla dzieci i młodzieży – z powołania, nikt mu za to nie płaci…”Tak, rząd płaci miliardy na tych zbankrutowanych bankierów a nie da grosza za porządną pracę” – dopowiada ktoś z tyłu. Jerry jeździ w skały co weekend po drodze zabierając znajomych: John – również nauczyciel w tej samej szkole, opowiada historie o swojej żonie, która gdy się porządnie wkurzyła, strzelała do niego z domowej strzelby. Rozwiódł się z nią zanim trafiła; Kelly – młoda dziewczyna, pracuje z osobami niepełnosprawnymi w okolicy pomagając im prowadzić normalne samodzielne życie… kogoś mi bardzo przypomina, jakąś znajomą twarz z Obozowej.
W Gunkach spędziłem weekend. Poprowadziłem 10 dróg od 5.8 do 5.10. Większość po dwa wyciągi. Przyznam, że niektóre naprawdę nie były łatwe, w każdym razie nie jakby wynikało z prostego przeliczenia wycen. Na wieczór w sobotę zaprosili mnie do siebie Gail i Mitch. Rozbiłem namiot za ich domem, zjedliśmy razem kolację po czym siedzieliśmy długo przy ognisku rozmawiając. Rano wstałem przed wschodem słońca porobić trochę zdjęć. Wieczorem musiałem już wracać do Princeton.
Czekam na kolejny pogodny ciepły weekend i na zestaw małych Camalot’ów C3 BD, które niebawem powinny przyjść pocztą. Przydają się tam. W Sokolikach też się przydadzą…
W kolejnej relacji trochę o historii wspinania w Gunkach…