Klubowicze skrzętnie wykorzystują swoje urlopy na poruszanie się w rejonie masywu Mt. Blanc i nie tylko. Raporty z dokonań podsumowuje relacja Wojtka Ryczera, który dodatkowo postarał się o stworzenie przyjemnej dla oka galeryjki.
Maciek „Hełmik” Kowalczyk zrobił 4 drogi na Igłach w tym jedną nieco dłuższą o nazwie La Soleil randevouz avec la Lune (6a+, 850m) na Aig. Grepon i dodatkowo razem ze Sławkiem Szlagowskim (KW Poznań) drogę Bonatti-Ghigo (6c+/7a, 400m) na Kapucynie w stylu A0. Obaj chłopcy reprezentują także Grupę Młodzieżową PZA (GM PZA)
Nasz nowy klubowy nabytek, który po raz pierwszy gości na łamach naszej strony, to Jaś Sołyga (UKA, GM PZA), który nadal przesiaduje w Chamonix. Na rozgrzewkę, w zespole z Karoliną Kozerą (KWJ, GM PZA), udało się przejść 2 klasyki na igłach od połdunia. Póniej Jasiek już razem z Piotrkiem Sułowskim KWK pokonali słynny Filar Gervasuttiego i wybrali się również na Małe Jorassy,niestety bez sukcesów. W przypadku Jasia i Piotrka mówimy o debiucie w górach typu lodowcowego. O bardzo udanym debiucie, bo udało się także pociągnąć:
Idąc dalej trzeba wspomnieć o innym debiutującym i mocno nakręconym na górskie wspinanie klubowiczu, a mianowicie o Bartku Kurowskim. Bartek wspinał się z Waldkiem Kwiatkowskim (KWW). Ich łupem padły następujące dróżki na Igłach: Guy-Anne, Pedro Polar, l’Age d’Homme, Tout va mal, Chloe i na koniec Corsica na Banks of the Mer de glace. Też ładnie. Apetyt zaostrzony i pierwsze szlify zdobyte.
Można powiedzieć, że poważniejszymi wspinaczkami, bo na nieco większej wysokości i w dalszym oddaleniu zajęły sie dwa inne znane nam zespoły. Pierwszy stanowi zgrany zespół, który chce kontynuować pasmo sukcesów z zeszłego roku. Mowa o Alku Barszczewskim (KWW) i Rafale 'Biszonie’ Burczyńskim. Wspięli się mało popularną drogą Bonatti-Oggioni TD+ na Pilier Rouge du Brouillard i kontynuowali granią Brouillard na Blanca.
Akcja rozpoczęła się z Biv Eccles o 3:30, a skończyła w Gouterze o 21.
Wielkim sukcesem klubowym jest na pewno przejście naszych klubowiczów Filara Freney (Michał Dziedzic i Wojtek Ryczer). Więcej na ten temat ma do powiedzenia Wojtek Ryczer, dlatego zapraszam do przeczytania jego relacji:
Okres od 5tego do 26sierpnia przesiedziałem w Chamonixie. Z interesujących
rzeczy udało mi się zrobić Filar Cordiera na Grandes Charmoz, do piku, z
Biszonem oraz Michałem Kasprowiczem oraz Filar Feney, z Michałem Dziedzicem.Z Michałem Dziedzicem rozwspinaliśmy się wspólnie na Filarze Frendo oraz
Rebufacie na Aguile Midi (dzień po dniu). Następnie wykorzystaliśmy
przeciągające się megaupały i uporaliśmy się z Freneyem w 72h door-to-door
z parkingu w Cham, praktycznie na styk przed okresem burz. W rezultacie
Michał zszedł z Freneya niespełna 8 dni po przyjeździe do Cham J (niezła
rakieta z tego Michała)!Tura rozpoczęła się standardowo łapaniem stopa przez tunel. Skorzystaliśmy
z rad Alka oraz Biszona i podejście do Eclesa zrealizowaliśmy w nocy (od
19tej do 5 rano z 1h przerwy w Monzino). Było to dość rozsądne – w związku
z izotermą 0 na 4200 sypało się we wszystkich formacjach wklęsłych… Dzień
restu w Eclesie poświęciliśmy na spanie, jedzenie, rekonesansowe
rozczajenie przejścia grzędy, oraz obejrzenie podejścia pod samą ścianę.Dzień wspinania to pobudka o 2, wyście o 3, start w filar o siódmej. O
14:30 wystartowaliśmy w pierwszy wyciąg na świeczniku. Drogę staraliśmy się
zrobić klasycznie, co niestety się nie udało… Finalnie haczony był kluczowy
wyciąg za 7a/7a+. Reszta czysto. Na wyciągach od 6c w górę pierwszy szedł
całkowicie na lekko. Oba wory były holowane (na jednym wyciągu) lub
ogarniane przez drugiego (na trawersie). Trzeba przyznać, że kilkanaście
wyciągów z worami na plecach oraz zimno na 4500 pierze bicki jak złoto.Na drodze towarzyszyły nam dwa zespoły: francusko szwajcarski (niesamowite
dziewczyny z Cham oraz Genewy!) oraz angielski – trzech spoko gości.
Wszyscy przemieszczaliśmy się w miarę sprawnie, ale PR dziewczyn oraz spryt
anglików sprawił, że w trudności świecznika stawiliśmy się na trzeciej
pozycji ;).Ze świecznika w miksty zjechaliśmy o 21ej. Na Blanku byliśmy około 24ej, w
Valocie o 1:30. Valot nie jest zbyt przytulny, ale można dość przyzwoicie
wyrestować. Kolejny dzień to nieśpieszne zejście w stronę Les Houches.Na Freneyu były dla mnie niesamowite dwie rzeczy : okoliczności i sam
świecznik. Okoliczności – wyizolowowany 2300 metrami podejścia 'dziki’
kawałek Alp. Świecznik – cztery wyciągi trudnego wspinania.Relacja i poniższe zdjęcia: Wojtek Ryczer
Alku, Biszonie, Andrzeju oraz Mateuszu – dziękujemy za aktualne info!
HiMountain oraz adidas – dziękujemy za ciuszki!
Pezeto – dziękujemy Ci za to co zawsze 🙂
graty dla chłopaków, jeszcze Zyga z Waldim ładnie podziałali, info jest w pewnym miejscu w sieci i chyba można ich dokonania dopisać do tego artykuliku
Gratulacje za Freney’a!
Dzięki!
Tylko sprostuję, że Wojt dziękował za wsparcie sponsorom i PZA tylko w swoim imieniu :-).