2016 – Dzięki wsparciu od rodziny, klubu (UKA!) i znajomych poświęciłem trochę czasu na walkę o Puchar Świata w Boulderingu. Efektów spektakularnych nie ma, ale po drodze trochę się działo i stąd ta relacja.
Sezon startowy zaczynam zawsze od planu treningów itd. Tym razem mogłem podzielić się częścią swojej wiedzy z gronem nowych trenerów wspinaczki sportowej – tym fajniej że spora ich część to reprezentanci UKA, ale ze względu na inne zobowiązania nie udaje mi się wdrożyć nic z tego w praktykę. Trening robię na wyczucie, za to więcej uwagi przywiązuję do planu wyjazdów.
Pierwszy to właściwie wakacje zakończone kontrolną wizytą na PŚ w Innsbrucku. W drodzę do Austrii odwiedzam Śnieżnik w Czechach – w jednej sesji radzę sobie z Californication 8A – następnie na kilka dni ląduję w okolicy Varazze we Włoszech. Rejon bardzo przyjemny, blisko morza, a maj to dobry miesiąc na łączenie pożytecznego (bouldery na wzgórzach w lesie), z przyjemym (słońce na plaży i w malowniczych miasteczkach). W skałach robię kilka 7A i 7B… ale to wystarczy żeby zakwalifikować się do finału rozgrywanego w tym czasie BluBloc 3.0 – eventu promującego Varazze. Na boulderze ustawionym na placu w mieście rozgrywany jest finał w formule bliższej prowadzeniu niż klasycznym baldom. W wieczornym występie łapię top na „drodze”, ale nie utrzymuję wyjazdu. Brak dołożenia do topu zrzuca mnie na drugie miejsce ze względu na wynik eliminacji. Na pocieszenie dostaję kosz pełen pysznych ciasteczek migdałowych z lokalnej cukierni! Zwycięża młody Włoch: Lorenzo Malatesta. Film z imprezy jest do obejrzenia tu: https://www.youtube.com/watch?
W samej Austrii dowiaduję się jakie mam braki w przygotowani siłowym. Tym mocniej to odczuwam że oddaję bardzo dobry start od strony technicznej i mentalnej. Ostatecznie miejsce jest wystarczająco odległe żeby o nim nie pisać ;-).
Monachium to mój drugi PŚ po Innsbrucku w tym roku (i ostatni). W Austrii zgodnie z planem było przetarcie (dobre wspinanie, słabiej z siłą) w Bawarii miała być walka o pozycję. Była tylko częściowo – tym razem siła i forma dopisała, ale w kluczowych momentach zawiodła skuteczność i zwykła umiejętność wspinania. Zamiast 4 topów i okolic pierwszej dwudziestki kończę zawody z dwoma i w połowie stawki. Czas połączyć połączyć jedno z drugim i zawalczyć o awans w Paryżu podczas MŚ.
Po zawodach w Monachium wpadłem do Magic’ów. Sam, wynajętym samochodem, skupić się przez chwilę tylko na wspinaniu. Pogoda dopisała – chyba codziennie mniej lub więcej kropiło – ale rzadko w środku dnia. Z zakresu 7C…8B padło: Intermezzo 7C, Schneebrett 7C, Piranja 7C+, Supernova 7C+, Jack’s broken heart 8A+, Massive Attack 8A+, Riverbed 8B
Krótki wypad do Magic Wood to dla mnie uzupełnienie treningu: 5 dni nad rzeką z jednym restem po środku. Chciałem zakończyć moje poprzednie zmagania na „Jack’s broken heart” 8A+ plus popracować nad wytrzymałością i małymi chwytami. Pierwszą kwestię rozwiązałem prawie od razu – pierwszego dnia na luzie zrobiłem boulder, poza tym, że po trudnościach musnąłem stopą o crash-pada… Szybka (wielokrotna) próba korekty tego i następnego dnia się nie udała. Poprawiłem się dopiero po reście – w pierwszej próbie tego dnia. Poza tym na kilku upatrzonych projektach waliłem głową w mur. Codziennie dla potrzymania skuteczności dokładałem do zestawu wstawki (najczęściej szybkie) w 7C/+. Dopiero ostatniego dnia dość zmęczony intensywnością wspinania zmuszony byłem zmienić podejście: późno poszedłem w skały, przestałem oddawać tyle prób na kilku projektach na raz, nie miałem konkretnego celu itd – po prostu luzik. Z tego relaksu wstawiłem się i ze zdziwieniem utrzymałem kluczowe miejsce na Riverbed 8B (pierwszy raz tam byłem w ciągu!), dalej było tylko łatwiej – znów pierwsza próba tego dnia, tym razem nie tylko porachunek ale i „życiówka”. Tego samego wieczora na finiszu wyjazdu usiadłem po raz pierwszy pod Massive Attack – chwilę czasu zajęły mi bezskuteczne próby ominięcia jednego ruchu. Dopiero jak ktoś łaskawie powiedział mi, że można skorzystać z poprawki sprawa zrobiła się jasna – 10 minut później skończyłem na topowej klamie. Oby więcej tak skutecznych dni jak ten ostatni – szczególnie na zawodach! ;).
Ostatni przystanek to Paryż i Mistrzostwa Świata we wspinaczce sportowej. Podobnie jak o Monachium nie ma o czym pisać. Pierwszy raz tak dobitnie poczułem że nie umiem się wspinać – na dwóch trikowych baldach nie dałem rady sensownie oderwać się od materaca. Sama impreza była bardzo widowiskowa, a dla mnie jednym z istotniejszych przeżyć było poczucie, że jestem częścią Team Poland – co było tym przyjemniejsze że zagrali nam Mazurka :)!
Patrząc na większość tego sezonu widzę, że brak uporządkowania w treningu przełożył się na krótki i dość przypadkowy szczyt formy. Właściwie miałem dwa naprawdę dobre dni wspinaczkowe: jeden to oczywiście ten ostatni z magicznego lasu, a drugi to … trening na Bloco gdzie raz po razie rozwiązywałem swoje projekty. W obu wypadkach był to drugi dzień wspinania pod rząd. Trochę szkoda, że nie trafiło to w moment kluczowych startów, ale jest z tego jasny cel do czego dążyć w 2017!
I kilka fotek