Góry południowego Spitsbergenu

Autor: Krzysztof Kossobudzki

Przed przeczytaniem tego artykułu chciałbym wszystkich uprzedzić, że w pewnym stopniu będzie się on różnił od tekstów zamieszczonych w tym i poprzednich numerach „Buki”. Nie będzie tu szczegółowych opisów dróg ani relacji z ich przejść, nie będą też podawane żadne dokładne wyceny trudności. Pisząc go chciałbym przybliżyć Wam rejon Spitsbergenu a konkretnie jego południowej, najbardziej atrakcyjnej części i zachęcić do prowadzenia na tym obszarze działalności wspinaczkowej.

Kilka lat temu wpadłem na pomysł, żeby zrobić małą przerwę w studiach i zgłosiłem się do udziału w wyprawie na Spitsbergen, organizowanej corocznie przez Instytut Geofizyki Polskiej Akademii Nauk. Od dawna interesowałem się Arktyką, więc nie zastanawiałem się długo nad podjęciem decyzji, tym bardziej, że poza możliwością prowadzenia licznych badań naukowych, pobyt ten pozwolił mi również na działanie w górach i na lodowcach tego rejonu.

Cały archipelag Spitsbergenu stanowi grupa wysp położona między 74° i 81° N oraz 10° i 35° E. Ich całkowita powierzchnia wynosi około 63 000 km2, z czego prawie 60% pokrywają lodowce. Największą wyspą, na której znajduje się też Polska Stacja Polarna jest Zachodni Spitsbergen o powierzchni 39 000 km2. Bez wątpienia najbardziej urozmaiconą a tym samym najciekawszą, jest jej południowa część – w pobliżu fiordu Hornsund. Góry w tym rejonie przypominają swą rzeźbą masywy alpejskie, co poza walorami widokowymi umożliwia prowadzenie naprawdę poważnej działalności wspinaczkowej.

Ze wszystkich miejsc, które poznałem w przeciągu przeszło dwunastu miesięcy, okolice polskiej stacji są według mnie najbardziej interesujące i warte eksploracji. Na obszarze tym znajduje się wiele ciekawych szczytów, z których większość doczekała się tylko kilku wejść i to najczęściej najłatwiejszymi graniowymi drogami. Z pewnością należy do nich Hornsundtind (1431m.), wspaniała góra o strzelistej rzeźbie, trudnych graniach i przeszło kilkuset metrowej (800-900m?) ścianie północnej, która według dostępnych informacji nie ma jeszcze ani jednego przejścia.

Szczyt ten został po raz pierwszy zdobyty w roku 1938 przez Niemców, natomiast Polacy po raz pierwszy osiągnęli wierzchołek w roku 1958. W grupie tej byli m.in. J. Piotrowski, R. Schramm. Jest to najwyższa góra w tej części wyspy, jednak trzeba pamiętać, iż okoliczne pasma często wypiętrzają się wprost z morza, co jeszcze bardziej podnosi ich atrakcyjność i sprawia, że przewyższenia są naprawdę duże, dając możliwość odbycia konkretnych wspinaczek.

Poza Hornsundtindem z celów godnych polecenia, na pewno można wymienić Bautaen (483m.) będący pionowym monolitem, położonym w południowo-wschodniej części fiordu nad zatoką Brepollen; Gnalberget, 759 metrową ścianę wznoszącą się nad północnym brzegiem Hornsundu, w paśmie Sofiekammen, czy blisko 1000 metrową wschodnią ścianę Tindeggi. W pobliżu stacji polarnej z wartych zauważenia są rejony w masywie Sofiekammen z najwyższym wzniesieniem o wysokości 925m.

Nie sposób oczywiście wymienić tutaj wszystkich bardziej interesujących szczytów i ścian, ale jedno jest pewne, że jeśli ktoś poza chęcią wspinaczki, ma także skłonności eksploratorskie to południowy koniec Spitsbergenu będzie dla niego miejscem wprost wymarzonym. Jeśli znajdą się także osoby chętne do działań speleologicznych, to może nie będą tak usatysfakcjonowane, jak działający na powierzchni, jednak i dla nich znajdzie się coś ciekawego. Jaskiń naprawdę wartych spenetrowania prawie nie ma, natomiast istnieje duża ich ilość w postaci studni lodowcowych. Głębokość wielu nie przekracza kilkudziesięciu metrów jednak zdarzają się studnie, w których zjeżdża się po 100 metrów. Dla większości speleologów nie są to zapewne obiekty warte zauważenia, ale pewna odmienność warunków panujących wewnątrz lodowca, jak i ciekawa rzeźba lodowa powodują, że choć raz powinno się zejść trochę głębiej do jego wnętrza.

Bez wątpienia do wyjazdu najlepsze są dwa okresy, jeden w lecie, drugi na wiosnę – począwszy od połowy marca. Obydwa mają, jak to zwykle bywa swoje zalety i wady. W lecie praktycznie cały czas mamy słońce nad głową i nie jesteśmy przy działaniu w górach ograniczeni nocą, jednak brak mrozów (czyli lodu i śniegu w większych ilościach) utrudnia przemieszczanie się zarówno na lodowcach, jak i w górach. Ze względu na silne wietrzenie, zewnętrzna warstwa skały jest często dosyć krucha, choć nie można przedstawiać panujących warunków w aż tak skrajnie czarnych barwach. Jedyny prawdziwy problem podczas lata to kwestia, tego jak dostać się w omawiane okolice. Wiosną, jeżeli mamy minimum miesiąc wolnego, możemy połączyć działalność wspinaczkową z częściowym trawersem wyspy, pokonując odległość stu kilkudziesięciu kilometrów z Longyearbyen (stolica Spitsbergenu) na nartach ciągnąc za sobą pulki ze sprzętem. Droga w jedną stronę powinna nam zająć około 7-9 dni, a krajobrazy jakie możemy oglądać podczas marszu, są naprawdę warte tego wysiłku. Wiosną idzie się najkrótszą drogą przechodząc po zamarzniętych fiordach, co latem jest niestety niemożliwe i zmusza do wybrania o wiele dłuższej trasy lub innego środka transportu. Wiosną (a także zimą) możemy oczywiście wynająć skutery (zamiast brnąć mozolnie przez śniegi i lody północy) i tę samą odległość, przy sprzyjających warunkach, pokonać w kilka godzin. Zapewniam jednak, że jest to niezwykle droga zabawa i większość osób wybierze narty.

Latem w rejon Hornsundu najlepiej dostać się statkiem, który pływa w tym okresie dość regularnie, pomiędzy Tromso w Norwegii, a stolicą wyspy. Można się porozumieć z kapitanem, że wysadzi daną grupę w umówionym miejscu, a za np. cztery tygodnie ją z powrotem odbierze. I tutaj zaczynają się niestety pewne komplikacje. Po pierwsze nie jestem pewien czy za dostarczenie do brzegu dodatkowo się nie płaci, a po drugie jeśli wysiądziemy np. na południowym brzegu fiordu, to będziemy skazani właściwie tylko na eksplorację tej jego części, z prostej przyczyny, że w lecie przedostanie się na jego drugą stronę jest niemożliwe. Najlepiej, gdybyśmy posiadali własny, naprawdę dobry ponton z jeszcze lepszym silnikiem i wtedy możliwości wspinaczkowe nie zawężały by się nam do kilku najbliższych szczytów. Zdaje sobie sprawę, że niewiele osób ma taki sprzęt, a jeszcze mniej go kupi na potrzeby jednego wyjazdu, ale niestety takie są realia. Jeżeli przyjeżdżamy w lecie to albo musimy mieć dużo czasu i wszędzie przemieszczać się na nogach, albo będziemy mieli czym pływać. W przeciwnym razie proponuję wyprawę wiosenną, kiedy prawie to już nie ma nocy, a pokonywane odległości zajmują o wiele mniej czasu.

Ze wspinaniem w tym regionie wiąże się niestety kilka formalności. Cały omawiany teren jest rezerwatem przyrody i na przebywanie w jego granicach oraz prowadzenie jakiejkolwiek działalności, potrzebna jest zgoda gubernatora wyspy. Nie uzyskamy jej jeśli nie przedstawimy ubezpieczenia, odpowiednich środków łączności, GPS-a oraz broni (gdyż jak zapomniałem dodać Spitsbergen przez cały rok, a zimą i wiosną w szczególności, opanowany jest przez białe niedźwiedzie, które ludzi zbytnio się nie boją, wykazując przy tym zainteresowanie wszystkim, co ma związek z człowiekiem. Należy po prostu pamiętać, że jest to jeden z najgroźniejszych drapieżników na ziemi i że należy zachowywać zawsze odpowiedni dystans – szczególnie w trakcie robienia zdjęć). Gdy spełnimy wszystkie te warunki nie powinno być większych trudności z pozwoleniem, bo miejscowa administracja jest raczej przychylna wszelkim wyprawom eksploratorskim, co wiąże się chyba z zamiłowaniem Norwegów do podobnych przedsięwzięć.

Jeśli więc zdecydujecie się na wyjazd to zapewniam, że będzie to jedna z waszych wspanialszych wypraw. Pobyt na Spitsbergenie daje możliwość poznania prawdziwej Arktyki, wspaniałych wspinaczek, na często zupełnie nowych drogach i co równie ważne przebywania w rejonie, gdzie człowieka spotyka się naprawdę rzadko. Taka wyprawa byłaby pewną kontynuacją działalności alpinistycznej Polaków na tym obszarze oraz szansą na zrealizowanie kilku naprawdę pionierskich projektów. Mam nadzieję, że poza chętnymi do wyjazdów na Alaskę czy Grenlandię znajdą się osoby zainteresowane Spitsbergenem. Nie ukrywam, że liczę na to, bo nasza aktywność na tym terenie ogranicza się ostatnio wyłącznie do badań naukowych i niczego więcej. Badania te są oczywiście bardzo potrzebne, ale pamiętajmy, że to tylko badania…